Biografia

Historia życia Michała Dąbrowskiego

Okres międzywojenny, odbudowa Polski w latach 1919 – 1939.

W miejscowości Kurów, wieś Brzozowskie, woj. Lubelskie, mieszkało małżeństwo Stanisław i Marianna Dąbrowscy, byli właścicielami 6,5 ha gospodarstwa rolnego. Wychowali siedmioro dzieci, czterech synów i trzy córki. Jednym z synów był Michał, który urodził się 27 września 1908 roku w Kurowie. Nie zachowały się dokumenty, jaką szkołę i gdzie, pobierał nauki z zakresu podstawowego, zachował się natomiast dokument „Świadectwo Nr 203 z dnia 28 czerwca 1927 r.”, z którego wynika co następuje:

Michał Dąbrowski ur. 27 września 1908 r. wyznania rzymsko-katolickiego został przyjęty w dniu 01 września 1924 r. na podstawie egzaminu sprawdzającego do Szkoły Rzemieślniczo – Przemysłowej im. St. Syroczyńskiego w Lublinie. Szkołę tę ukończył 28 czerwca 1927 roku.

W tym samym roku we wrześniu podejmuje pracę jako tokarz, w Fabryce Maszyn Rolniczych w Lublinie, właścicielem, której był Wacław Moritz. Pracuje w niej do czasu likwidacji fabryki, która nastąpiła w miesiącu październiku 1929 r.

Michał ma wtedy 21 lat, ukończoną szkołę rzemieślniczą, dwu letni staż pracy, wyjeżdża z rodzinnych stron za pracą, szuka pracy w kraju. Jest zdjęcie 15 młodych mężczyzn, wśród nich Michał (w pierwszym rzędzie drugi od lewej), które wskazuje, że inni ze stron Michała też szukali pracy i znaleźli ją w Starachowicach.

 

Po krótkim pobycie w Starachowicach trafia do Suchedniowa i tutaj Suchedniowska Fabryka Odlewów i Huta Ludwików zatrudnia go od dnia 15 marca 1930 r. w charakterze rysownika – technika, oraz jako zastępcę majstra warsztatu mechanicznego. Pracuje do 31 lipca 1931 r. zwolniony na skutek zatrzymania produkcji. Bez pracy pozostawał przez 12 miesięcy.

Ponownie zostaje zatrudniony w Suchedniowskiej Fabryce z dniem 15 sierpnia 1932 r. gdy ta pod Nadzorem Sądowym podjęła produkcję. Tym razem przyjęty jest na stanowisko pracownika umysłowego w charakterze technika, a po miesięcznym okresie próbnym, otrzymuje umowę o pracę na czas nieograniczony. Po paromiesięcznej pracy w Suchedniowie zostaje przeniesiony służbowo do Huty Ludwików w Kielcach. Fabryka w Suchedniowie i Fabryka w Kielcach były pod jednym zarządem stanowiły Spółkę Akcyjną.

Do Kielc przeprowadza się już z żoną Adelą, którą poznał w Suchedniowie. Adela była córką Ignacego Potkańskiego właściciela tartaku. Związek małżeński zawarł w kościele parafialnym w Suchedniowie w dniu 22 maja 1932 roku. Od tego czasu, wszystkich zmian miejsc pracy i przeprowadzek z tym związanych, dokonywał w oparciu o pomoc i akceptację żony, która przez całe jego życie była mu wierną partnerką w pokonywaniu trudów dnia co-dziennego. A mieli to szczęście, że żyli w czasach, w których żona była panią domu, zajmowała się wychowaniem dzieci i prowadziła dom. Mąż Michał po pracy przychodził do domu, gdzie czekała na niego żona z obiadem, do którego siadali wspólnie z córką Magdą (ur. 09.06.1933 r.).

Z perspektywy lat wydawałoby się, że już osiągnął wszystko, ma stałą pracę w Hucie Ludwików w Kielcach, zaliczony do grona pracowników technicznych (na zdjęciu pierwszy z prawej, drugi rząd od góry), ale jego ciągnie w świat, marzeniem jego jest własna fabryka przemysłowa, niestety nie ma na to środków. Jest natomiast świadkiem odbudowy kraju po odzyskaniu niepodległości, pragnie się włączyć w tę odbudowę po przez rzetelną pracę tam gdzie pracuje.

I gdy w 1937 r. otrzymuje szansę przeniesienia się do Radomska i awansowania, podejmuje decyzję na tak. Francuska Spółka Akcyjna – Towarzystwo Akcyjne Przemysłu Metalurgicznego w Polsce prowadzi fabrykę w Radomsku, w której produkowany jest osprzęt dla wojska, w tej fabryce Michał podejmuje pracę z dniem 15 kwietnia 1937 roku. Aby podjąć pracę w Radomsku, zwalnia się na własną prośbę z Huty Ludwików w Kielcach, tracąc prawo do urlopu wypoczynkowego, zgodnie z ówczesnym prawem pracy. Pisma dwa, jedno z 04 marca 1937 r. i drugie z 10 marca 1937 r. angażujące Michała do pracy, określają nie tylko stanowisko i wy-nagrodzenie, ale też to, że będzie mu zwracany koszt czynszu mieszkaniowego, będzie otrzymywał opał oraz to, że zostaną zwrócone koszty przeprowadzki do Radomska. Ponieważ fabryka była własnością Francuskiej Spółki Akcyjnej, bardzo istotnym był zapis w piśmie z 04 mara 1937 r., który brzmi: „wzajemny stosunek służbowy podlegać będzie zasadom obowiązujących przepisów i ustaw Rzeczypospolitej Polskiej”.

Dla energicznego Michała, praca tylko w fabryce to za mało, podejmuje pracę nauczyciela, na podstawie Umowy o Pracę zawartej pomiędzy Gminą Miasta Radomska, prowadzącą Publiczną Szkołę Dokształcającą Zawodową w Radomsku. Jako nauczyciel pracuje od 1 września 1937 roku do 30 czerwca 1939 roku.

Dwa lata pracy w Radomsku i poprzednie lata pracy w Kiecach, zaowocowały wieloma kontaktami w branży przemysłowej, dał się poznać jako rzetelny pracownik i człowiek, któremu odbudowa kraju nie była obojętna. W 1939 roku zaproponowano Michałowi, aby podjął się budowy fabryki na wzór francuskiej, o podobnym profilu produkcji, w której pracował. Polityka Rządu to dążenie do jak najszybszego przywrócenia krajowi własnego polskiego przemysłu, a fabryki z obcym kapitałem sukcesywnie wycofywać z Rzeczpospolitej. Michał podjął się realizacji tego zadania, były już wstępnie wytypowane miejsca, w których mogłaby być wybudowana fabryka a on sam miał otrzymać kredyt na realizację tego zadania. Niestety wybuch II wojny światowej zniweczył wszystkie plany, nie tylko Michała, ale także Towarzystwa Przemysłu Metalurgicznego w Polsce.

Gdy pracował w Radomsku, wyjeżdżał często do Warszawy służbowo pociągiem, jeździł już wtedy ekspres, pewnego razu miało miejsce takie wydarzenie, spóźnił się na ten pociąg, osoby które miały z nim jechać, pojechały. On zły na siebie, zdenerwowany, wsiada w następny pociąg i jedzie, co się okazuje, ekspres ulega wypadkowi, ginie parę osób w tym osoby, z którymi miał jechać. Michał ocalał, bo się spóźnił na pociąg, odczytał to jedno-znacznie Bóg zachował go przy życiu, bo ma jeszcze coś do zrobienia, dla kraju dla polskiego przemysłu i ludzi w nim pracujących, nie mówiąc o własnej rodzinie bliższej i dalszej, którą kochał i dla której żył.

Michał był oddany nie tylko pracy zawodowej, był harcerzem. Do Związku Harcerstwa Polskiego należał od najmłodszych lat. Kiedy mieszkał w Suchedniowie i w Kielcach prowadził drużyny harcerskie, był drużynowym, zastępcą hufcowego i hufcowym. Organizował obozy harcerskie, rajdy piesze, ogniska. Sam przestrzegał przyrzeczenia harcerskiego, nie palił papierosów, nie pił alkoholu. Kochał mundur harcerski, starał się, aby go żadnym złym czynem nie splamić. Do ślubu stawił się w galowym harcerskim mundurze, sprawił tym pewne zaciekawienie, gdyż w Suchedniowie nie było takiego obyczaju, żonie i teściom bardo się to podobało, a ciekawostką było to, że na własnym weselu nie wypił nawet kieliszka alkoholu, w rodzinie często o tym wspominano zwłaszcza wtedy, gdy już nie odmawiał. Kolumnę harcerzy prowadzi Michał Dąbrowski.

Miał też Michał swoje ulubione „hobby”, motocykl. Służył mu nie tylko, do wyjazdów do rodziny swojej, do Kurowa, czy do rodziny żony, do Suchedniowa, ale brał udział w rajdach terenowych, które organizował Polski Związek Motorowy. Raz nawet w roku 1933 czy 1934, był bliski zdobycia mistrzostwa Polski, prowadził, był na pierwszej pozycji, do mety pozostało około 20 kilo-metrów, nikt mu nie zagrażał, gdy w pewnym momencie zobaczył olbrzymią dziurę w jezdni, wtedy jeszcze nie było nawierzchni asfaltowych, pomyślał; wiozę żonę na tylnym siedzeniu, gdy będę przeskakiwał motorem tę dziurę, żonę wyrzuci z motoru, postanowił hamować, co też uczynił. W efekcie, jego wyrzuciło z motoru, a żona tak się trzymała, że razem z motorem sunęła po bruku. Nic poważnego im się nie stało, byli trochę poobijani i poobdzierani, niestety do mety już nie dojechali. Trzynaście lat później miał podobną przygodę na motorze, tym razem na siedzeniu z tyłu była jego nastoletnia córka, z którą wyjechał na przejażdżkę, miał wrócić na obiad za godzinę. W pewnym momencie pęka dętka w przednim kole, motor traci stabilność, krzyczy do córki trzymaj się i opanowuje sytuację, nawet się nie przewrócili. Do domu wrócili nie za godzinę, ale za parę godzin. Po tym zdarzeniu żona kategorycznie zabroniła Michałowi jeździć motorem, posłuchał i rozstał się z motorem.

 

W tej historii wracamy do Radomska do ostatnich dni sierpnia 1939 roku, tuż przed wybuchem II wojny światowej. Jest niespokojnie, zarządzona mobilizacja wojskowa, Michał jest w rezerwie, ze względu na zdrowie nie nadaje się do walki na froncie, oddaje swój motor Wojsku Polskiemu. Drugiego lub trzeciego września (zatarło się to w pamięci) spadają dwie bomby na zakład, w którym Michał pracował. W mieście, w zakładzie panika, wojsko niemieckie przekroczyło granice Polski, decyzja trzeba uciekać. W dwie rodziny wynajętą furmanką wyjeżdżają z miasta w stronę Suchedniowa chcą dotrzeć na wieś do rodziny żony. Niestety drogę przecina front, zmieniają kierunek, jadą na Lublin. W drodze śpią na wozie, czasami u kogoś w stodole, najczęściej w polu, a gdy z samolotów ostrzeliwane są kolumny uciekinierów, trzeba się chować w lesie, jeżeli jest lub w polach w kartoflach. Tak dojechali do rzeki Bug, a po drugiej stronie rzeki Armia Radziecka, za plecami Armia Niemiecka, Pol-ski już nie ma, ale żyją Polacy, nie wszyscy zginęli, i z tą myślą Michał z żoną i córką wraca-ją. Po wielu dalszych perypetiach, niemieckich kontrolach na drodze, docierają do Kurowa do swoich rodziców. Tutaj względny spokój, jesienne prace na roli trwają, tyle tylko, że w mniejszym składzie rodzinnym, bo dwóch braci zostało wcielonych do wojska i są na froncie, jeden, Stanisław zginął w pierwszych dniach wojny.

Trochę odpoczęli, nacieszyli się sobą, że się widzą, że żyją, postanowili jednak pojechać do Suchedniowa, do którego dotarli w połowie października. Mimo ogólnego smutku, dwóch braci żony było na froncie, Marian został wzięty do niewoli i wywieziony do Niemiec, Witold wrócił do rodziny mieszkającej w Kielcach, radość była duża, że żyją i przyjechali.

Michał postanawia zostać w Suchedniowie i tu znaleźć swoje miejsce na te trudne czasy, tym bardziej, że teść Ignacy Potkański, prowadził tartak, którego jest współwłaścicielem od 1936 roku, kiedy to zakupił urządzenia na jego wyposażenie.

Kraj pod okupacją – hitlerowskich Niemiec. Lata 1939 – 1945.

Organy władzy niemieckiej, po zajęciu terenów polskich, zaczęły organizować swoją administrację, rozmieszczać ogniwa władzy gospodarczej i policyjnej. Tak samo było i w Suchedniowie. Pod swój nadzór przejęli Suchedniowską Fabrykę, istniejące tartaki oraz Urząd Gminy. W takich warunkach musiał odnaleźć się Michał Dąbrowski.

Pod koniec 1939 roku pojechał do Radomska chciał rozpoznać możliwość powrotu do pracy do zakładów, w których pracował, niestety nie było takiej możliwości, Niemcy przejęli fabrykę i nie uruchomili produkcji. Jedynie, co udało się załatwić, to uratować meble ze swojego mieszkania, które transportem kolejowym wysłał do Suchedniowa.

Jedyną prace zarobkową, jaką mógł podjąć było prowadzenie tartaku, którego był współwłaścicielem. W tartaku prowadzono działalność usługową, przecierano drzewo na deski, bale do budowy, a dla Niemców produkowano kostkę drewnianą, która przy odpowiednim spalaniu wytwarzała gaz stanowiący napęd silnika samochodowego. W raz z rodziną zamieszkał w domu teściów, gdyż jego własny stawiany obok, miał dopiero podmurówkę, po dwu latach mógł zamieszkać w swoim domu, wprawdzie jeszcze do końca niewykończonym, ale własnym.

Z wielkim oddaniem Michał zaangażował się w walkę z okupantem. W tym miejscu przytoczę jego własną relację spisaną własnoręcznie i pozostawioną w dokumentach rodzinnych.

Michał Dąbrowski

pseudonim „Jaksa”

Informacja z działalności konspiracyjnej w latach 1939 – 1945.

Z konspiracją zetknąłem się już w grudniu 1939 roku. Dopiero jednak w styczniu lub lutym 1940 roku złożyłem przysięgę przy organizowanej placówce Związku Walki Zbrojnej „Tartak” w Suchedniowie.

W latach 1940 – 1941 brałem udział w akcjach dywersyjnych jak; przestawianie znaków drogowych, zmiany nazw ulic, zamalowywanie szyldów, na przykład szyldu posterunku policji w Suchedniowie, kolportaż prasy konspiracyjnej. W moim domu od 1940 roku był punkt kolportażu prasy konspiracyjnej. W tym czasie prowadziłem tartak drzewny, co ułatwiało mi zadania konspiracyjne.

W latach 1942 – 1943 byłem słuchaczem Kursu Konspiracyjnej Podchorążówki, którą prowadził Jerzy Bobrowicz pseudonim „Czarny”. W tym też okresie współpracowałem z inż. K. Czerniewskim pseudonim „Korebko”, który był kierownikiem technicznym fabryki „St. Tański” w Suchedniowie, któremu dostarczałem uszkodzoną broń do reperacji, i to było zaczątkiem organizowania produkcji pistoletów maszynowych na terenie fabryki.

W tym okresie dyrektorem fabryki był St. Olbrych, który z racji zajmowanego stanowiska utrzymywał bliskie stosunki z władzami niemieckimi. Postanowiono, aby zobowiązać go do zachowania ścisłej tajemnicy, że w tej fabryce produkuje się broń maszynową. W tym celu w pierwszych dniach maja 1943 roku z inż. K. Czerniewskim „Korebko” i dyrektorem St. Olbrychem udałem się do dowódcy zgrupowania A.K. por. J. Piwnika pseudonim „Ponury”, obóz znajdował się w lasach siekierzyńskich „Wykus”. Na tym spotkaniu omówiono za-sady organizacyjne produkcji pistoletów maszynowych, oraz zostało złożone zobowiązanie przez St. Olbrycha o przestrzeganiu tajemnicy. St. Olbrych dotrzymał tajemnicy, po zdradzie fabryki, został aresztowany i wywieziony przez Niemców do obozu w Oświęcimiu.

Z dowódcą zgrupowania „Ponurym” miałem kilka spotkań, na jednym z nich, gdy się dowidział, że prowadzę tartak w Suchedniowie, wydał mi polecenie w czerwcu 1943 roku skontaktowania się w Radomiu z jego wysłannikiem J. Wojnowskim pseudonim „Motor”, w celu zbadania możliwości przejęcia na mój tartak transportu samochodowego, w którym był sprzęt przeznaczony dla zgrupowania Ponurego, a który został zatrzymany w Radomiu przez Niemców. Po przeprowadzeniu rozeznania (udział w rozeznaniu brał obok „Motora”, adwokat, którego nazwiska nie pamiętam) okazało się, że sprawa jest niebezpieczna i zostałem z tej akcji wycofany. W ostatnim spotkaniu z dowódcą „Ponurym” otrzymałem polecenie przywiezienia z Warszawy do zgrupowania doktora „Andrzeja” i małżonki por. Marjańskiego. Po przywiezieniu ich do Suchedniowa, przebywali w moim domu 24 i 25 października 1943 r. W uzgodnieniu z dowódcą „Ponurym” przekazałem ich do zgrupowania na drodze Kaczka – Wykus. Był to moment przegrupowania oddziałów z lasów osieczyńskich w lasy siekierzyńskie (Wykus).

W moim domu od 1943 roku był punkt przerzutu meldunków między; Komendą Podobwodu „Słowik” w Suchedniowie, a Komendą Obwodu w Kielcach. Meldunki przenosiła matka mojej żony Maria Potkańska. Ostatni meldunek został wysłany do Komendy Obwodu w Kielcach około 14 stycznia 1945 roku.

W dniu 27 lub 28 stycznia – piątek – 1944 r. u mnie w domu odbyła się odprawa dowódców Podobwodu „Słowik” Suchedniów, którą prowadził Komendant Obwodu kpt. „Wyrwa”. Udział w odprawie brali: St. Przybylik „Józef”, Tadeusz Skrobot „Wilhelm”, Jerzy Bobrowicz „Czarny” i kilku z poza Suchedniowa, których nazwisk nie znałem. Po zakończeniu od-prawy, ze względu na godzinę policyjną na noc pozostali, kpt. „Wyrwa”, St. Przybylik, Jerzy Bobrowicz i Tadeusz Skrobot. Przy kolacji w luźniej rozmowie, kpt. „Wyrwa” podał nam do wiadomości, że przed wyjazdem z Kielc do Suchedniowa, otrzymał wiadomość, że żołnierz ze zgrupowania „Ponurego”, jeżdżący samochodem, jest szpiclem niemieckim, jednak przez pośpiech nie podano mu pseudonimu. Na drugi dzień rano kpt. „Wyrwa” wyjechał, pozostali rozeszli się do domów.

Podana informacja przez kpt. „Wyrwę” dotycząca szpicla zaniepokoiła mnie, gdyż jedynym jeżdżącym samochodem z grupy „Ponurego”, a którego znałem był, J. Wojnowski „Motor”. On też na polecenie „Ponurego” w październiku 1943 roku zabrał samochodem z mojego do-mu do szpitala w Warszawie „Lina”, który był ranny, w okolicach Końskich, oraz „Poranek”, która również odniosła rany w akcji partyzanckiej. Ranni „Lin” i „Poranek” z pierwszej po-mocy lekarskiej korzystali w mieszkaniu Pani Łyczkowskiej, siostry doktora Witolda Poziomskiego, która była kierownikiem Szkoły Podstawowej w Ostojowie, gdzie był specjalnie wydzielony pokój do udzielania pierwszej pomocy rannym partyzantom.

Dwa dni przed odbywającą się u mnie odprawą prowadzoną przez kpt. „Wyrwę”, zgłosił się do mnie „Motor” oświadczając, że zmuszony był zrezygnować z samochodu, a ponieważ mu-si dokonać likwidacji komórek kontaktowych i dostarczyć pewne materiały dla zgrupowania „Nurta”, potrzebuje konia z wozem. Konia z wozem otrzymał od W. Kozłowskiego z Suchedniowa i odjechał do zgrupowania „Nurta”. Było to w ostatnich dniach stycznia 1944 r. (czwartek), w poniedziałek rano 30 lub 31 stycznia 1944 r. „Nurt” przysłał do mnie łącznika z wiadomością, że „Motor” jest zdrajcą a ja i Kozłowski jesteśmy na liście przekazanej przez „Motora” do gestapo. Od tej chwili zmuszony byłem ukrywać się do końca okupacji. Żandarmi przyszli po mnie w dwanaście godzin po mojej ucieczce.

W miesiącach czerwiec, lipiec, sierpień 1944 roku włączony zostałem do grupy Jana Zarukiewicza pseudonim „Rajmund”, z którą brałem udział w akcji zbrojnej na stacji kolejowej w Łącznej na pojazdy niemieckie na drodze koło Występy (Łączna, Zagnańsk). Brałem również udział w ubezpieczeniu koncentracji partyzantów na Kamiennej Górze (lasy, składnica – Osieczno).

Po likwidacji Fabryki – St. Tańskiego, gdzie produkowano konspiracyjnie pistolety maszynowe „Sten” i aresztowaniu inż. Czerniewskiego, z którym współpracowałem od 1940 roku, w styczniu 1944 roku opracowałem dokumentację techniczną i warsztatową pistoletu maszynowego, tak, aby mógł być wykonany w prymitywnych warunkach warsztatowych.

Jako miejsce produkcji wybrałem warsztat mechaniczny w Suchedniowie, którego właścicilem był Zygmunt Sękowski. W okresie miesięcy, maja i czerwca 1944 rok zostały wykonane trzy pistolety przy współpracy Zygmunta Sękowskiego, pomoc ślusarska – Wacława Brzezińskiego, który w Zakładach firmy Hasag w Skarżysku-Kamiennej wykonał trzy lufy i trzy trzony zamka, których wykonanie w warunkach istniejącego warsztatu było niemożliwe. Jan Zarukiewicz „Rajmund” objął zabezpieczenie produkcji, a pani Sękowska matka Zygmunta ochronę przed Niemcami. Wykonane pistolety działały prawidłowo i zostały przekazane do oddziałów partyzanckich Armii Krajowej.

Odnaleziona w latach sześćdziesiątych, dokumentacja pistoletu została opublikowana w Tygodniku Świat”, przez literata Krzysztofa Kąkolewskiego i w Przeglądzie Technicznym przez Adama Bronikowskiego.

Powyższa informacja została napisana osobiście przez Michała Dąbrowskiego i uwiarygodniona jego podpisem, nosi datę, Suchedniów dnia 16. 10. 1981 r.

Czasy okupacji dość dobrze pamiętam, przytoczę tylko dwie dramatyczne sytuacje, aby oddać atmosferę, w jakiej przyszło żyć i działać nie tylko Michałowi, ale każdemu Polakowi.

Gdy gestapo przystąpiło do likwidacji ludności narodowości żydowskiej, w tym czasie na parę dni zakwaterowali gestapowcy w domu dziadków Potkańskich (teściów Michała), pewnego dnia przyprowadzi 6-ciu Żydów z getta, wyprowadzili w stronę lasu, usłyszeliśmy sześć strzałów, rozstrzelali ich, wrócili na kwaterę i jeden z nich siadł do fortepianu i grał utwory Chopena. Pamiętam grozę, jaka nastała w rodzinie i komentarz jednej ze starszych kuzynek, jak morderca może być wrażliwy na muzykę Chopena.

Inna dramatyczna sytuacja w domu Michała, kwateruje generał Dywizji wojska niemieckiego, specjalnie skierowanego do walki z partyzantami. Jest w mieszkaniu razem ze swoim ordynansem, w innej części domu jest paru partyzantów (młodych mężczyzn), przybiega sąsiadka, łapanka, Niemcy zabierają wszystkich mężczyzn z domu, są już blisko, partyzanci nie zdążą się schować na tartaku, pod gatrem w trocinach, co robić, jedyny schowek to podpiwniczenie, do którego wejście jest w kuchni, a tam ordynans. Wszyscy ryzykują, w obecności ordynansa, partyzanci schodzą do piwnicy, za chwilę wchodzą Niemcy i tu zaskoczenie pełne. Z Niem-cami podejmuje rozmowę ordynans i nie tylko, że nie mówi o partyzantach, ale zaprasza ich do generała, oni rezygnują z przeszukania i wychodzą.

 

Do Suchedniowa w dniu 7 stycznia 1945 roku wkracza wojsko radzieckie, front przesuwa się dalej na zachód, Michał już nie musi się ukrywać, wraca do domu. Ustanawia się władza ludowa na szczeblach administracji państwowej w Suchedniowie, gminnej, Michał od razu stara się jawnie uregulować sprawę swojej działalności partyzanckiej i już 04 lutego 1945 roku otrzymuje zaświadczenie z Komendy Milicji Obywatelskiej, że w czasie okupacji niemieckiej nie pracował na korzyść Niemców.

 

Ponieważ prowadzenie tartaku, i pozostanie w Suchedniowie, to dla niego za małe wyzwanie, myślał o włączeniu się w odbudowę przemysłu polskiego, a myślał kategoriami przedwojennymi. Postanowił, więc wyjechać na Śląsk, otrzymuje zaświadczenie z Zarządu Gminy Suchedniów, wydane 27 kwietnia 1945 r., że Michał Dąbrowski odbywa jednorazową podróż do Katowic, to zaświadczenie, de facto, przepustka traci ważność 15 maja 1945 r. Pojechał zrobił rozeznanie i po przedyskutowaniu z żoną, zdecydowali, że przeprowadzają się na Śląsk.